Wędrujący
O naszych dzikich sercach

Rozrzuceni po całym zboczu, w milczeniu szliśmy w przez las. Różni od siebie jak wilki i psy, bliscy sobie jak leszczynowe liście. Przyszliśmy z nigdy i szliśmy do nikąd. Boso, ufając naszym stopom szukaliśmy bezpiecznych szlaków. Wybierając jedne, rezygnowaliśmy z innych. Błądziliśmy i zataczaliśmy kręgi. W niemej modlitwie bezradnie patrzyliśmy w ciemne nawy leśnych katedr. Wydeptywaliśmy ścieżki w lęku idącym za nami.
Bój się! Bój się i idź.
Droga pojawia się, kiedy stawiasz pierwszy krok.
Za nami szły wygłodniałe wilcze matki. Wymyśliliśmy je dawno temu, żebyśmy mogli wędrować dalej.
Wygnaliśmy je, bo nie umieliśmy ich pokochać.
Potrzeba było wiele mądrych kroków, by odnalazły drogę.
Potrzeba było wiele czułych pieśni, by odzyskały głosy.
Potrzeba było wiele srebrnych monet, by zmartwychwstały.
Wtedy zdjęliśmy wilcze maski.
Odpięliśmy psie ogony.
Umarliśmy za nie.
Cichą ludzką śmiercią.
Potem turlaliśmy się w trawie, aż kręciło nam się w głowach.
Wy, wędrujący leśnymi ścieżkami:
Dziękuję.
Wiem, kim jesteście.
